Z 24 – letnim Łukaszem Stramą z Zakopanego tuż po rozpaleniu watry Tatrzańskich Wici podczas trzeciego dnia XXII Festynu Białczańskiego w Białce Tatrzańskiej rozmawiał Marcin Szkodziński.
Kiedy podjąłeś decyzję o tym, że wystartujesz w wyborach na Harnasia Roku 2018?
O 14 dowiedziałem się, że muszę przyjechać, bo wysłała mnie kierowniczka zespołu. Od rana mieliśmy występy i tak jak się ubrałem, to od razu tu przyjechałem.
Jak postrzegasz konkurencje z wyborów?
Myślę, że były one bardzo zróżnicowane. Dzięki temu można zobaczyć, co kto potrafi i czy w ogóle potrafi oraz czy pasuje tu.
Jesteś zadowolony ze swojego występu, czy coś byś poprawił?
Każdy z nas pokazał się najlepiej jak potrafił. Ja troszkę gorzej śpiewam, ale solówką lepiej przytańczyłem i pewnie dzięki temu się udało.
Jak wygląda konkurencja na scenie? Pomagacie sobie nawzajem, czy każdy patrzy tylko na siebie i wygraną?
Nie znaliśmy się wcześniej, ale dzięki konkurencjom mogliśmy się poznać. W trakcie tych występów zaprzyjaźniliśmy się. Myślę, że ta przyjaźń i koleżeństwo ze sceny zostanie na lata.
Nie miałeś czasu na specjalne przygotowania do konkurencji, ale czy da się tego wszystkiego nauczyć?
Z ciupagą się nie rodzimy. Znam ludzi, co przychodzą w wieku 20 lat i zaczynają tańczyć. U mnie jest o tyle fajnie, że w domu te tradycje były pielęgnowane. Od zawsze miałem ze śpiewem i tańcem styczność choćby na weselach. Dzięki temu miałem łatwiej.
Teraz przed tobą rok harnasiowania. Jak sobie wyobrażasz ten czas?
Widzę, że mnie ojciec w chałupie przeklnie. Jest strasznie dużo pracy, a ja będę jeździł po festynach. Trzeba będzie z chałupy się wyprowadzić i namiot kupić.
Tak naprawdę myślę, że ten rok będzie bardzo udany.