Dwaj mężczyźni w masywie Starorobociańskiego Wierchu zgubili szlak i zaczęli schodzić na słowacką stronę Tatr. Słysząc od ratowników TOPR, że wyjdą po nich słowaccy ratownicy HZS odmówili wykonania polecenia ratownika i zaczęli wracać na polską stronę. Powodem był brak ubezpieczenia i niechęć płacenia za pomoc.
W piątek 2 marca o godz 15:38 do ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zadzwonił z prośbą o pomoc turysta. On i jego kolega schodząc z masywu Starorobociańskiego Wierchu we mgle i przy zawiewającym ślady wietrze zgubili szlak i zaczęli schodzić na słowacką stronę. Ratownik dyżurny zasugerował, żeby w tych warunkach kontynuowali schodzenie, a na pomoc miał wezwać ratowników Horskiej Záchrannej Služby.
– Turyści odmówili informując, że nie mają ubezpieczenia i nie stać ich na zapłacenie za akcję ratunkową na Słowacji – informuje o przebiegu akcji Andrzej Marasek, ratownik TOPR.
Turyści nie zważając na zalecenia ratowników postanowili wrócić po swoich śladach na polską stronę Tatr i tam czekać na TOPR.
Tuż przed godz. 17 na pomoc turystom wyruszył śmigłowiec, który ze względu na niski pułap chmur doleciał tylko do Doliny Starej Roboty gdzie desantowali się dwaj ratownicy i dalej pieszo wyruszyli do turystów. Ratownicy dotarli do turystów o godz. 20:26.
– Okazało się, że turyści są lekko wychłodzeni, bez sił do szybkiej wędrówki w dół, bez stosownego sprzętu i światła – relacjonuje przebieg akcji ratunkowej Marasek.
Wyziębieni i zmęczeni turyści zostali napojeni ciepłą herbatą i rozgrzani specjalnymi pakietami grzewczymi. Następnie ratownicy ubrali im uprzęże ewakuacyjne i detektory lawinowe, po czym zaczęli schodzenie w kierunku Przełęczy Iwaniackiej. Z powodu bardzo dużego osłabienia turystów, ratownicy poprosili o wsparcie. Tuż po północy zaopatrzeni w dodatkowe ubrania, pakiety grzewcze i jedzenie dwaj ratownicy wyruszyli z centrali TOPR.
O godz. 1:30 cała ekipa bezpiecznie dotarła na Ornak. Dalej samochodem wrócili do Zakopanego.
– Turyści mentalnie, sprzętowo i kondycyjnie nie byli zupełnie przygotowani na tak długą i trudną orientacyjnie wycieczkę. Dodatkowo brak ubezpieczenia na Słowację i odmowa skorzystania z pomocy HZS znacznie przedłużył całe działania – podsumowuje nocną akcję ratunkową Andrzej Marasek.